Marzec, 2010
Dystans całkowity: | 264.49 km (w terenie 19.50 km; 7.37%) |
Czas w ruchu: | 17:28 |
Średnia prędkość: | 15.14 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.90 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 26.45 km i 1h 44m |
Więcej statystyk |
Znowu pech.
d a n e w y j a z d u
19.24 km
0.00 km teren
01:24 h
Pr.śr.:13.74 km/h
Pr.max:44.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Twardziel
Plan był taki- zrobić pierwsze w tym sezonie 100 kilometrów. Skończyło się na 15km i prawie 5 marszu. Miałem imponujące tempo, sam byłem zdziwony. Niestety średnią zaniżył marsz z prędkością 6km/h.
Za Ślesinem, dokładnie w Tokarach zacząłem odczuwać, że rower nie zachwouje się tak jak powinien.
Przynajmniej zobaczyłem fajną furę.
Znowu pech.
d a n e w y j a z d u
20.74 km
2.00 km teren
01:11 h
Pr.śr.:17.53 km/h
Pr.max:30.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Twardziel
Wybrałem się z Grzegorzem do Dawida. Spowrotem przez te dziury w drodze, wypadło mi tylnie oświtlenie. Zaraz po nim przejechał samochód, sekundę później przejechał drugi. Nie było co zbierać...
Pech! ( do Lubstowa cz. 2)
d a n e w y j a z d u
70.18 km
4.50 km teren
05:22 h
Pr.śr.:13.08 km/h
Pr.max:34.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Twardziel
[Skąd ta niska średnia? :P] Po Lubstowie miały być Tomisławice lecz nastąpił szreg nie chcianych zdarzeń, ale o tym zaraz.
Z początku mieliśmy nawet dobre tempo rzędu 20 km/h, potem niestety rower Dejwa zaczął grymasić i trzeba było zwolnić.
Dojechaliśmy do wielkiego dołu odkrywki w Lubstowie.
Ruszyliśmy dalej. Po drodze były częste postoje, bo łańcuch się uparł i Dejw musiał co jakiś czas go nastawiać.
Po drodze mieliśmy sporo śmiechu z powodu tego felernego roweru. w Sompolnie nawet przechodzień zaczął się z nami śmiać.
Za Sompolnem stała się rzecz straszna- pękło ogniwo w łańcuchy. 35 km do domu. Troszkę nas to podłamało to usiedliśmy sobie na poboczu, by chwilę pomyśleć. Po drodze jechała policja. Zwolnili, oblukali co jest grane i pojechali dalej.
Szczepiliśmy łańcuch na tyle na ile się dało. Niestety po ujechaniu niespełna kilometra łańcuch ponownie się rozlazł. Trzeba było znaleźć akternatywne rozwiązanie. W rachubę weszło holowanie. Nie mieliśmy żadnych narzędzi, ani części, więc trzeba było kombinować. Linka od przerzutki ( z resztą niedziałającej) posłużyła jako łącznik. Wzieliśmy z jakiegoś ogrodzenia kawałek drutu i połączyliśmy linkę z łańcuchem- No to w drogę.
Holowanie też nie zdało egzaminu. Do tego zaczęło mocno wiać i co raz mocniej padać. Trzeba było podjąć męską decyzję odnośnie tego co robimy. Kumpel miał już tego roweru dość, więc biedaka porzucił ( później ponoć mamy po niego jechać...) Po krótkim marszu schowaliśmy się w lesie, by ukryć się przed deszczem. W sumie to sensu nie miało, bo nie zanosiło się na to, by pogoda się poprawiła. Trzeba było podjąc środki przymusu. Sylwek zadzwonił do kolegi z nadzieją, że ten po nas przyjedzie. Niestety nie miał czasu. Na zmiane maszerowaliśmy, a gdy tylko był jakiś zjazd, Dejw siadał na ramie i jakoś dokulalismy po paru godzinach do domu.
Wczoraj mnie zawiało- przeziębiony.
d a n e w y j a z d u
6.87 km
0.50 km teren
00:24 h
Pr.śr.:17.18 km/h
Pr.max:40.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Twardziel
Mała rundka.
d a n e w y j a z d u
11.75 km
1.50 km teren
00:44 h
Pr.śr.:16.02 km/h
Pr.max:47.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Twardziel
Genialna pogoda- tak mi się wydawało będąc jeszcze w domu. Chciałem jechać gdzieś dalej, ale wiatr okazał się zbyt uporczywy. No to kopsnę się do lasu.
Mój entuzjazm szybko przećmiła nawierzchnia. Było okropne błoto, ja bez błotników. Skutkiem tego była powolna jazda. Jeszcze musiałem zjechać z drogi, bo jakiś baran ciężarówką gnał i lekko mnie ochlapał.
Powrót tą drogą był niemożliwy to się bujnąłem inną drogą. Opłacało się, bo była niezła górka.
Nocny zryw
d a n e w y j a z d u
2.45 km
0.00 km teren
00:08 h
Pr.śr.:18.38 km/h
Pr.max:29.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Twardziel
Ilośc kilometrów jest żałosna, ale jutro trzeba iść do szkoły a już pół do dwunastej.
Patrzyłem sobie na allegro gadżety do roweru. Zobaczyłem różnego rodzaju i koloru neony na koła. Nawet gdybym zamówił takie bzdectwo to szybko by mi się znudziło. Poszukałem paru zapalniczek z diodami i zacząłem swoją zabawkę robić ;P Wyszedłem sobie zaświrować moim mega neonem. Zaspokoiłem chęć posiadania tego bajeru,więc teraz na pewno nie kupię. Przy okazji odniosłem wrażenie, że mam mniej powietrza w przednim kole, oby to było tylko wrażenie... No i wkrótce będę musiał wymienić suport.
Do Lubstowa.
d a n e w y j a z d u
54.56 km
2.00 km teren
03:16 h
Pr.śr.:16.70 km/h
Pr.max:38.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Twardziel
Dziś nie miałem zajęć w szkole, więc można było wyjść na rower. Postanowiłem pojechać do Lubstowa. Z początku pogoda mnie zniechęciła, bo miałem tzw. wmordewind. W głowie pojawiały się myśli "a może zawrócić? To nie ma sensu..." Nic bardziej mylnego, szybko się opamiętałem i ciąłem dalej. Okoliczne wioski witały mnie na przemian: raz szczekaniem psów, innym razem "zapachem" obornika.
W oddali widać już wał pokopalniany.
Dojechałem do takiej o to konstrukcji. Dalsza droga prowadziła na teren kopalni. Wybiorę się tam kiedy indziej. Dziś jeszcze zamierzałem jechać w odwiedziny do siostry i szwagra. Siłą rzeczy po drodze wpadłem też do cioci Basi ;)
W drodze powrotnej znów było widać Bazylikę. O to dwa kadry
Po drodze w przydrożnym lasku takie o to drzewko powalone leżało.
Na 35 kilometrze zacząłem odczuwać głód. Na szczęście za 7 km będę u rodzinki to się posilę. Wpadłem pierw do ciotki na herbatke. Chwilę pogaworzyłem z nią i Madzią, po czym ruszyłem do siorki. Akurat szwagier robił remonty i musiałem mu pomóc nosić różne graty. Po zrobionej robocie wypiłem dwie herbatki, zjadłem pare kanapek i ruszyłem w drogę powrotną. Posiedział bym jeszcze, ale zaczął się robić zmierzch, a ja jak zwykle bez świateł.
Nie nie, to nie ja wjechałem w barierkę ;) Ktoś miał pecha.
Zdobycie masztu radiowego w Żółwincu.
d a n e w y j a z d u
50.80 km
5.00 km teren
03:14 h
Pr.śr.:15.71 km/h
Pr.max:30.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Planowałem odwiedzić to miejsce jakiś czas temu tylko nie wiedziałem kiedy się wybrać. Los chciał, że wracając ze szkoły spotkałem w autobusie Dejwa, który bez wahania się zgodził. Pojechaliśmy sobie przez Licheń. Nasze tempo było spokojne, jechaliśmy po mału, gdyż co chwila zsiadaliśmy z rowerów by zrobić jakieś ciekawe zdjęcie. Na Wygodzie pod ostrzał poszedł okoliczny lasek i linia wysokiego napięcia;) Jeziorko, na którym latem zdarza mi się kąpać zimą nie wyglądało tak okazale.
Oto mój dzielny byk.
Po sesji w lasku trzeba było wsiąść i dalej pedałować. W oddali już widać tego giganta.
W Ślesinie wydawało nam się, że jesteśmy już nieopodal masztu. Rzeczywistość była jednak inna. Pojechaliśmy na Głębockie, ale ta droga na nasze nieszczęście nie prowadziła do 320 metrowego giganta. Trzeba było się zawrócić i pojechać już właściwą drogą. Tym razem trafiliśmy bez żadnych przeszkód.
W Pizie mają krzywą wieżę. My mamy krzywy maszt ;)
Na naszych zegarkach dochodziła godzina piąta. Oznaczało to jedno - zachód Słońca był tuż tuż. W żołądkach zaczęła świecić pustka, a do domu jeszcze kawałek drogi. Wpadłem na pomysł by odwiedzić brata. Postanowiłem go uprzedzić telefonicznie, lecz telefon odmówił posłuszeństwa- padła bateria. No to trzeba było jechać z myślą, że zastniemy go w domu. Tym razem szczęście się do nas uśmiechnęło. Spotkałem go z jego żoną jak wyjeżdżali ze sklepu.
Wypiliśmy herbatkę, zjedliśmy po kanapce, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. Nie napawało nas to optymizmem, bo nie mieliśmy świateł prócz kulawo działającego dynama w rowerze Dejwa. Trzeba było jechać bocznymi drogami ( praktycznie bez lamp przy drodze) W pewnym momencie przebiegł nam drogę lis ( ciemno było, ale sylwetka odpowiadała gabarytom lisa) Zrobiło się niemal jak w mrocznej scenie z horroru. Człowiekowi się zaraz zmysły wyostrzyły, ale już dalej pobrneliśmy bez żadnych ekscesów. Na liczniku dokładnie 50 km 800m. A ogólnym dystansie 123km 900m.
Licheń zimową porą.
d a n e w y j a z d u
18.50 km
4.00 km teren
01:09 h
Pr.śr.:16.09 km/h
Pr.max:34.60 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Postanowiłem się wybrać do Lichenia. Już po paru kilometrach zatrzymałem się, by uwietrznić ciekawą nazwę firmy. Ty byś swoją tak nazwał? ;)
Dalej jadąc napotkałem mini wodospadzik
W oddali widać już bazylikę
Bazylika podbita.
Trzeba wracać. Droga powrotna zaowocowała w bardziej ciekawe wydarzenia. Zjeżdżając z ronda nie wystawiłem ręki. Pech chciał, że akurat z na przeciwka jechała policja ( coś mam ostatnio do nich pecha) Patrzeli się tymi ślepiami jak głodny wilk dopatrujący swoją zdobycz. Myślałem, że sie do tego przeczepią, ale na moje szczęscie pojechali dalej. Zaraz za nimi jechało kilkanaście Hond Civic. Można by pomyśleć, że owa policja ich konwojowała hehe. Skręciłem w mniej ruchliwą drogę. Nic nie zakłócało mojego spokoju, gdyby nie ciekawy widok. W rowie leżał telewizor. Szkoda, że nie było wersalki i pociągniętego prądu. Człowiek by się poczuł niemal jak w domu ;P Nie był by to ciekawe, gdyby nie fakt, że 30 metrów dalej leżał kolejny telewizor. Biorąc pod uwagę rozrzut, ktoś mógł je wyrzucić nie wysiadając z auta.
Nie zbadana jest potęga natury
Trafiło się też trochę terenu offroadowego. Skubany samowyzwalacz czeka jakieś 8 sekund. Musiałem się zerwać by zdążyć wsiąść na rower :P
Na nudę parę km.
d a n e w y j a z d u
9.40 km
0.00 km teren
00:36 h
Pr.śr.:15.67 km/h
Pr.max:36.50 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Nuda ograniała więc trzeba było coś porobić. Wybrałem się na "Przystań" Gosławice. Po drodze na moście spotkałem dwoje przyjacieli. Biedaki podpłynęły z nadzieją, że dostaną kawałek chleba.
Na molo nie było nikogo oprócz małżeństwa z dzieckiem. Widok na częściowo zaśnieżone jeziorko.
Wcześniej zdanie na temat policji miałem raczej neutralne, ale po dzisiejszym dniu chyba zacznę głosić hasło HWDP... W drodze powrotnej z naprzeciwka jechali busem i zamiast zwolnić lub bardziej zjechać to chamy jechały dalej tym samym tempem. Impet z jakim wjechali na kałużę był na tyle duży, że spodnie nadają się do prania.
Tutaj widok na wlot do jeziora z zimnego kanału
Debiut zdjęcia z samowyzwalaczem ( niestety autofocus nie załączył się)