Pech! ( do Lubstowa cz. 2)
d a n e w y j a z d u
70.18 km
4.50 km teren
05:22 h
Pr.śr.:13.08 km/h
Pr.max:34.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Twardziel
[Skąd ta niska średnia? :P] Po Lubstowie miały być Tomisławice lecz nastąpił szreg nie chcianych zdarzeń, ale o tym zaraz.
Z początku mieliśmy nawet dobre tempo rzędu 20 km/h, potem niestety rower Dejwa zaczął grymasić i trzeba było zwolnić.
Dojechaliśmy do wielkiego dołu odkrywki w Lubstowie.
Ruszyliśmy dalej. Po drodze były częste postoje, bo łańcuch się uparł i Dejw musiał co jakiś czas go nastawiać.
Po drodze mieliśmy sporo śmiechu z powodu tego felernego roweru. w Sompolnie nawet przechodzień zaczął się z nami śmiać.
Za Sompolnem stała się rzecz straszna- pękło ogniwo w łańcuchy. 35 km do domu. Troszkę nas to podłamało to usiedliśmy sobie na poboczu, by chwilę pomyśleć. Po drodze jechała policja. Zwolnili, oblukali co jest grane i pojechali dalej.
Szczepiliśmy łańcuch na tyle na ile się dało. Niestety po ujechaniu niespełna kilometra łańcuch ponownie się rozlazł. Trzeba było znaleźć akternatywne rozwiązanie. W rachubę weszło holowanie. Nie mieliśmy żadnych narzędzi, ani części, więc trzeba było kombinować. Linka od przerzutki ( z resztą niedziałającej) posłużyła jako łącznik. Wzieliśmy z jakiegoś ogrodzenia kawałek drutu i połączyliśmy linkę z łańcuchem- No to w drogę.
Holowanie też nie zdało egzaminu. Do tego zaczęło mocno wiać i co raz mocniej padać. Trzeba było podjąć męską decyzję odnośnie tego co robimy. Kumpel miał już tego roweru dość, więc biedaka porzucił ( później ponoć mamy po niego jechać...) Po krótkim marszu schowaliśmy się w lesie, by ukryć się przed deszczem. W sumie to sensu nie miało, bo nie zanosiło się na to, by pogoda się poprawiła. Trzeba było podjąc środki przymusu. Sylwek zadzwonił do kolegi z nadzieją, że ten po nas przyjedzie. Niestety nie miał czasu. Na zmiane maszerowaliśmy, a gdy tylko był jakiś zjazd, Dejw siadał na ramie i jakoś dokulalismy po paru godzinach do domu.
komentarze
Na tym ciągniku to wy jedziecie?